Strona:Podróż Polki do Persyi cz. II.pdf/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Abbasa wisi na boku jak ścięta, czekam tylko, kiedy spadnie z niej khola, kropelka drży na nosie, dwie kropelki kręcą się w oczach. Abdullah, krasomówca tej grupy, oświadcza mi niezmiennie głosem pogrzebowym, iż Allah jest wielkim, co zdaje mi się oznaczać w języku prostym, iż stoję u niepożądanego progu wieczności i co oczywiście znakomicie działa na podbudzenie mej odwagi i uspokojenie nerwów. Po onem skonstatowaniu wielkości Wszechpotężnego polecają mnie jego opiece w powodzi Masz-allah, Iusz allah, Bes-mellah! i odchodzą, kiwając żałośnie głowami.
Rozumie się, iż ta codzienna wizyta nie świadczy jeszcze o sile ich uczuć ludzkich. Lecz nie trzeba nawet tym ludziom z natury krzykliwym zalecać zachowywania się spokojnego. W domu panuje grobowa cisza, chodzą wszyscy jak cienie. A co jest najważniejszem, na czas mej choroby zawieszają prawie całkowicie akcyę okradania, uważając, iż nie wypada obdzierać bezbronnych. Aga domem się nie zajmuje, bo zbyt po za domem od świtu do zmroku jest zapracowany; hanum, choćby chciała przypilnować, nie może. Więc szlachetnie rezerwują wszelkie łupiestwa na później, na chwilę, gdy hanum będzie mogła się bronić.
Dlatego, jakkolwiek Jahu założył podobno za nasze pieniądze sklepik na ulicy klubu, pięknie prosperujący, jakkolwiek Abbas po roku pobytu u nas chciał mi pożyczyć 500 franków, jakkolwiek kucharz rysuje na swej książeczce różne hierogli-