Strona:Podróż Polki do Persyi cz. I.pdf/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jakkolwiek czuję się zmęczona, dzień ten nie pozostawia mi przykrego wrażenia. Poznałam świat arystokracyi perskiej; ciekawość tych kobiet wobec mnie nie była ani natrętną, ani nieprzyjemną: zwyczajna ciekawość ludzi, nie znających europejczyków.
A przekonywam się, do jakiego stopnia europejczyk, szczególniej rodzaju żeńskiego, jest tu dziwowiskiem: gdy następnego ranka wybieramy się do bazaru w towarzystwie służącego w karmazynowych aksamitach, tłum tłoczy się za nami z krzykiem:
— Ferengi, ferengi! hanum ferengi[1].
Dzieciaki ciągną mnie za suknię, starsi obstępują. Fanatyzm religijny jest tu zbyt wielki, aby kobiety z odkrytą twarzą mogły bezpiecznie krążyć po ulicach.
Wracamy więc pospiesznie. Nie potrzebuję dodawać, że więcej na miasto nie wyszłam.
A pierwsze to czyste zewnętrznie miasto, jakie widzę od początku podróży. Dość ludne i rozrzucone na bardzo obszernej przestrzeni. Domów liczy podobno 9 tysięcy, a wszystkie chronią się za szaremi błotnemi murami i otoczone są ogrodami. W każdym, najmniejszym choćby ogródku, znajduje się mniejszy lub większy basen, często bardzo z fontanną. Widzę przez okno, jak domownicy myją się w tym basenie.

Hygiena ciała nie jest snać największą ich troską, bo zlekka tylko rozmazują po twarzy i rę-

  1. Frengi lub ferengi — cudzoziemiec, europejczyk.