Strona:Podróż Polki do Persyi cz. I.pdf/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przepierzenia, a nieraz i ściany nędznych tych izdebek, rzeźbione są najczęściej w ażurowe, nie pozbawione fantazyi i piękności linij arabeski. Każdy pastuch rodzi się widać na Wschodzie trochę artystą. Te skromne rzeźby są całą ozdobą i całem umeblowaniem domostw; obecność istot ludzkich zdradzają jeszcze zaczernione od sadzy garnki i kilka łachmanów, zdartych i wystrzępionych, w które się na noc do snu zawijają. Jedyna to ich pościel.
Powiedziałam już, że wieś jest jak szereg pagórków falujących. Wzgórza te przedstawiają dachy chałup, ulepione z gliny, błota i gnoju. W każdym z nich znajduje się jeden otwór, służący za okno, drugi za komin.
Przy lepiankach leżą, wysuszone w okrągłe tafelki małe stożki gnoju, stanowiącego jedyny opał. Ta część Małej Azyi jest bowiem najzupełniej z drzew ogołocona. Nigdzie nie spotykamy tam lasu, ani choćby małej kępy drzew; nigdzie najmniejszego krzaczka.
Do podpalania ognia używają suchych krzewów lawendy i róży jerychońskiej. Ta róża biblijna przedstawia się bardzo niefortunnie. Słysząc melodyjnie brzmiący wyraz, chciałoby się, aby wyraz ten określał roślinę piękną, barwną, przesycającą powietrze cudną wonią. Tymczasem ładną i zwodniczą nazwę nosi suchy, kłójący jak jeż, krzaczek o lotnych, jak puch białych kwiatkach, nagromadzają tego w chatach całe stosy, aby niecić pożary gnojowego ognia.