Strona:Podróż Polki do Persyi cz. I.pdf/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Armenii: Będziemy też, oprócz czerkiesa, zaopatrzeni w innych zbrojnych opiekunów w osobach dwóch tureckich żołnierzy, specyalnie funkcye konwoju pełniących, a zwanych zapties. Można się przestraszyć ich nędznego wyglądu, lecz bynajmniej nie ich wojowniczej postawy.
Aby siły i energię pokrzepiać w drodze, kupujemy w jakimś sklepie armeńskim na wagę złota kilka butelek wytrawnego wina i koniaku. Potrzebne to tembardziej, że zapowiadają się w górach silne zimna.
Mustafa nas opuszcza. Krąży on od lat niepamiętnych między Trebizondą i Erzerumem i nigdy dalej nie wyrusza. Przyprowadza nam swego zastępcę, Alego, młodego Tatara, o głupiej, księżycowo-okrągłej twarzy. Z prawdziwym żalem rozstajemy się z naszym starym, nagradzając hojnym bakczyszem jego mistrzowską umiejętność powożenia.
Mustafa przychodzi zrana w dniu wyjazdu, aby nas jeszcze pożegnać. Szwargocze mi długie życzenia, z których cośkolwiek zaczynam już rozumieć. Obdarza nas epitetami, mającemi świadczyć o sile jego uczucia, kiwa kudłatym łbem w baraniej, postrzępionej czapie i czule się uśmiecha bezzębnemi ustami, których grymas przechodzi w błogie rozpromienienie, kiedy w ostatniej chwili otrzymuje jeszcze dużą paczkę tytoniu.
Wyruszamy z Erzerumu 7-go listopada. Dziesięć dni podróży dzieli nas od nowego większego