Strona:Podróż Polki do Persyi cz. I.pdf/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dniem będziemy na nich siedzieć, gdyż furgon trzęsie obmierzle; nocą zastąpią nam nieistniejącą na noclegach pościel.
Rzecz jest zdecydowana i ułożona; na dobicie umowy wypijamy z czerkiesem kilkanaście naparstków herbaty.
Zaopatrzeni w listy polecające do konsulów perskich, a co ważniejsza, w zapasy spożywcze i w olbrzymią apetyczną pieczeń, której spreparowaniem zajął się był poprzedniego dnia stary Tomczyk, wyruszamy wczesnym rankiem z Trebizondy.
Tomczyk przydreptał już o szarym świcie.
— Czy wszystko dobrze upakowane i obwiązane? Niech-no pani siedzi spokojnie, już ja się tem zajmę.
I układa poczciwina w furgonie pościel, pilnuje bagaży, kłóci się z woźnicą i wymachuje kijem.
Major kurzy narghile i wymyśla na odjezdnem czerkiesowi, grożąc mu najcięższemi karami piekielnemi, gdyby nas dobrze i cało na miejsce nie dostawił. Pijemy razem ostatnie szklanki herbaty z cynamonem; przy pożegnaniu ofiarowuje mi jeszcze obfitą prowizyę granatów i cytryn, wierny jest stanowczo tym owocom.
Tomczykowi głos się łamie ze wzruszenia:
— Mój Boże! taka droga, a wy tacy do niczego, wychuchani, wypieszczeni! Jak wy sobie poradzicie? Żeby choć ten czerkies się wami zaopiekował.