Strona:Podróż Polki do Persyi cz. I.pdf/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

którą warzy się na parze ryż w ilościach niezmiernych, lub pomidory, nadziewane tymże ryżem, albo mięsem. Nad innemi fajerkami skwierczą na rożenkach kebaby i gotują się potrawy z baraniny, zaprawione przepalającym podniebienie sosem. W glinianych miseczkach piętrzą się góry marynat (turszi), kwaszonych ogórków, melonów i najróżnorodniejszych jarzyn w occie. Prawowierny Pers nie uznaje bez nich jedzenia. Przy ulicznych tych kuchniach pełno też kahwe—khaneh (dom kawy), w których kipią potężnych rozmiarów samowary i warzy się aromatyczna kawa w miedzianych czarkach o długich rączkach. Persi, tak jak Turcy, nie cedzą kawy przez żadne filtry. Przetartą w żarnach na pyłek drobny, jak najdelikatniejsza mąka, gotują z odpowiednią ilością wody i cukru; przyprawiona w taki sposób, jest prawdziwym nektarem.
W godzinach południowych naokół kuchni gromadzą się tłumy. Jedni w szmaty chleba zawijają kebaby, inni, biedniejsi, sypki ser owczy. Ryż znika błyskawicznie szybko. Uliczni handlarze herbaty z blaszanym samowarem i skrzynką drewnianą, w której mieści się cukier i szklanki, krążą po wszystkich zaułkach bazaru. Bogatym kupcom przynosi służba na tacach liczne dania.




Jeżeli brak czasu i możności na odwiedzanie bazaru — bazar sam do domu przychodzi. Codziennie do każdego europejczyka stuka kilku dellalów,