Strona:Podróż Polki do Persyi cz. I.pdf/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pięknych i ściągłych, promieniejących nieraz ascetyczną ekstazą, derwisze — anachoreci, wyzuci z potrzeb doczesnych — przywołują na myśl proroków Testamentu.
Pospieszam dodać, że mówię o czysto zewnętrznej stronie rzeczy. Wiem, iż ci ludzie wyzuci są z potrzeb, lecz nie wiem, czy liczą w swem gronie wielu natchnionych proroków. Wiem zato, że z zamiłowaniem i powodzeniem oddają się żebraninie. Mam swoich derwiszów, którzy poprostu przejść mi przez ulicę nie dają i gdziekolwiek mnie ujrzą wyciągają rękę o datek, jak o rzecz należną im z prawa. Żebrzą z wytwornym wdziękiem i przyjmują jałmużnę z godnością i powagą; miedzianych monet, zwłaszcza od „frengi” nie uznają: trzeba im srebra.
Na ulicach coraz to nowe, niespodziewane widowisko wzrok przykuwa. Oto dąży do pałacu monarszego pyszny orszak magnata. Z pod stóp koni ogień pryska; z krzykiem „hawarda, hawarda”[1] pędzą „ferrasze,” pałkami tłum rozganiając; w tumanach pyłu toczy się za nimi powóz lub kareta, przez cztery, czasem sześć arabskich koni niesiona, w niej nieruchoma hieratyczna postać. Za pojazdem sunie ciżba konnych pochołków.

A orszak szacha! Gdy „król królów, biegun świata, źródło wiedzy” wyrusza na spacer, lub wra-

  1. Hawarda — z drogi.