Strona:Podróż Polki do Persyi cz. I.pdf/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i wesoło latem. Siedzą tam przez dzień cały, jedzą, prasują, modlą się i bawią.
Środek ogródka zajmuje nieodzowny basen w wianku róż, tamaryksów, bzów i granatów. Woda, niezbyt często odnawiana, zamienia się w upalne dnie lata w kałużę zielonkowatego błota. Podróżnicy, unoszący się w zachwytach nad temi basenami, zwiedzali widać wyłącznie ogrody szacha i dostojników, gdzie woda zbiorników jest rzeczywiście jak kryształ przejrzysta i świeża, gdyż sprowadzają ją z niemałym kosztem z górskich strumieni. Lecz zawartość w basenie przeciętnego śmiertelnika zmieniana bywa raz, lub co najwyżej dwa razy na miesiąc, a w Europejczyku wprost budzi odrazę. Persowie jednak nie dzielą naszych na tym punkcie uprzedzeń. Myją się w tym cuchnącym płynie, pocierając nim twarz i ręce; są przytem najmocniej przeświadczeni, że czynią zadość wszystkim wymogom hygieny i czystości, tembardziej, że odczuwają potrzebę nurzania rąk w lepkiej mazi basenu po kilkanaście razy dziennie. Widziałam niejednokrotnie Persów z najlepszej sfery, wysokich dygnitarzy, przybywających do mego męża na konsultacyę lub z wizytą, jak — przed wejściem do poczekalni — pochylali się nad basenem, ażeby obmyć ręce w jego podejrzanej przezroczystości wodzie.
Wogóle też lubią przesiadywać przy basenach godzinami całemi; rzekłbyś, że woda ich hypnotyzuje. Może dlatego, że kraj w nią nie obfituje, że z gór mozolnie ją do kanałów sprowadzać trzeba,