Strona:Podróż Polki do Persyi cz. I.pdf/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

olbrzymich, podłużnych melonów i czerwonych granatów niosą do stolicy codzienną daninę owoców. Muły, objuczone górami chrustu, wyglądają jak wielkie ruchome krzaki. Wciąż mijają nas w błyskawicznym pędzie jeźdźcy na przepysznych rumakach.
W podróży przez góry mogłam była ocenić nadzwyczajną zręczność i wytrzymałość zwierząt, lecz nie spotykałam właściwie tych pięknych koni, o których szeroko rozpowiadali mi w Paryżu znajomi Persowie. W Tebrysie zobaczyłam po raz pierwszy prześliczne białe, pół-arabskie wierzchowce, jakich nie powstydziłyby się w Europie stajnie królewskie, a które tu posiadają najzwyklejsi śmiertelnicy. Niema prawie Persa tak biednego, któryby nie miał choć jednego konia, a niema znów prawie koni nierasowych. Persowie celują w konnej jeździe i ćwiczą się w niej od dziecka. Siedmioletnie chłopięta pędzą galopem na oklep, nie trzymając nawet uzdy. Wogóle nadużywają tu galopu, nie znają kłusa, lecz dobrze wyglądają na koniu w szalonym swym biegu. Zato kobiety nie śpieszą się w drodze, gdy podróżują na ośle lub konno. Zwierzę stąpa krok za krokiem, przy niem wlecze się opieszale sługa lub przewodnik, towarzyszący zawsze najuboższej choćby hanum.
Na drodze kasbińskiej spotykamy, jak mówiłam, jeźdźców mnóstwo. Rynsztunek niektórych koni wspaniały. Czapraki z jedwabnych cennych