Strona:Podróż Polki do Persyi cz. I.pdf/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zakątek ziemi. Czuć w nim czynne życie, widać pracę człowieka. Słońce przebija szare mgły rannych tumanów i wypływa na niebo we wspaniałym majestacie, opromieniając weselem cały krajobraz zimowy. Fantastycznie poszarpane cyple gór twardo i ostro wcinają się w ciemny szafir nieba. Przed nami, daleko, na skraju horyzontu widnieje Demawend w wiecznych śniegów koronie.
Demawend, leżący o kilkanaście kilometrów wgłąb za Teheranem, wznosi się na 7,000 metrów nad poziomem morza i o dwa przeszło tysiące przewyższa szczyty otaczającego go gór pasma. Persowie, w których wyobraźni ojczyzna ich, w tem co dała jej natura i co dokonali ludzie, jest najpierwszym z pomiędzy krajów ziemi, uważają Demawend za „wszystkich gór matkę, górę świętą.” Arka Noego zatrzymała się, według ich podań, na tym szczycie, który jest „źródłem światła, kolebką ludzkości.” Legendy kosmogoniczne azyatyckich narodów ogromnie kazały błąkać się tej arce, bo oto stanęła podobno również, jak twierdzą miejscowe podania, na górze Salazan, na północo-wschodzie od Tebrysu. Salazan (4,800 m.) jest zarówno jak Demawend i Ararat, wygasłym wulkanem.
Wioski coraz częstsze, ruch coraz większy, czuć blizkość wielkiego miasta. Dodać też należy, że trakt kasbiński jest wspólną drogą karawan, idących z Małej Azyi i od Morza Kaspijskiego. Nieskończonym sznurem wyciągnięte kroczą wielbłądy z kryształowym śpiewem dzwonków, roznoszącym się dalekiem echem w przeczystem powietrzu. Osiołki, obładowane workami złotych pomarańcz,