Strona:Podróż Polki do Persyi cz. I.pdf/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

obdartych bladych, rachitycznych, o twarzach chorobliwie nabrzmiałych. Nie potrzebuję objaśniać, iż nogi trzymają wszyscy pod kołdrą przy nagrzanem „kursi“ — tak zwie się ten przyrząd. Przez cały dzień siedzą tak bezczynnie i nieruchomo, wchłaniając trujące wyziewy. Lecz widać specyalnie są zahartowani przeciw ich zabójczemu działaniu.
Jakkolwiek skostnieliśmy od zimna, nie mamy odwagi korzystać z dobrodziejstw „kursi.“ Jednak po paru godzinach słabniemy w postanowieniu i, przezwyciężając obrzydzenie, wsuwamy końce nóg pod zbiorowy łachman.
Kończy się jednak ta próba nader nie wesoło: mdlejemy oboje i nieprzytomnych wynoszą nas z chaty na powietrze, ażeby ocucić. Biedni gospodarze szczerze są zmartwieni, ale też i osłupieni na widok ludzi, tak marnych, że nie mogą znieść dobrodziejstw „kursi.“ A oni pędzą przy niem dni, tygodnie i miesiące zimy.
Następnego dnia mijamy wioskę i pałac Sultanie, jednej z niezliczonych rezydencyj „króla nad królami,“ największego z koczowników swego państwa. Mówię tu jeszcze o Nasr-Eddinie — który z jednego do drugiego pałacu wciąż przejeżdżał, gnany gorączkową potrzebą ruchu i zmiany miejsca. Lecz Sultanie zbyt jest od stolicy oddalone; Nasr-Eddin nigdy już, zdaje się, tam nie docierał, mając naokół Teheranu mnóstwo will i zamków.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Oto przed nami, rozrzucone na wielkiej przestrzeni ogrody, gaje pistacyowe, winnice. Zbliża-