Strona:Podróż Polki do Persyi cz. I.pdf/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jednakże dwie niewielkie rzeczki. Choć za tło służą miastu góry, nie dodają mu ani powabu, ani malowniczości. Mieszkańcy Tebrysu zdają się bardziej dbać o suchość i czystość jego krętych i wązkich ulic, bo nie narażając się na unurzanie w błocie, można tu odbywać swobodnie piesze wędrówki. Niezwykły to istotnie fenomen na Wschodzie.
Miasto przerżnięte jest, jak Khoj, jak Teheran, jak wszystkie zresztą środowiska ludzkie, siecią podziemnych kanałów, doprowadzających wodę z górskich źródeł. Zewnętrzne otwory tych kanałów, zwane kanotami, przedstawiają najpierwotniejszą postać studni. Kanotów takich jest kilka na każdej ulicy.
Klimat północno-środkowej Persyi, przedstawiającej jedno wielkie płaskowzgórze, jest zimą bardzo ostry. Przyjeżdżamy do Tebrysu w ostatnich dniach listopada, w mróz siarczysty, który trwa przez cały czas naszego tam pobytu.
Pierwotnie mieliśmy zamiar zabawić w tem mieście dwa lub trzy dni najmniej. Lecz ku wielkiemu naszemu przygnębieniu dowiadujemy się, że niepodobna będzie znaleźć koni, ani pojazdu wcześniej, jak za dwa tygodnie. Muzaffer-Eddin bowiem, ówczesny Walliet, a szach teraźniejszy, wybiera się z wizytą do ojca do Teheranu, w otoczeniu pięciotysięcznej świty. Ta dworska czereda zaopatruje się w ogromne zapasy żywności, wiezie z sobą namioty, pościel, dywany, sprzęty domowe i kuchenne, niezliczone skrzynie i paki z ubraniem. Walliet pośpiechu nie lubi, podróż długo potrwa. Dla kolosalnego ładunku książęcego orszaku trzeba