Strona:Podania i legendy polskie ruskie litewskie (Lucjan Siemieński) 161.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kującego z drzewa na drzewo. Wszyscy tę górę omijali ze strachem; bo kto tylko do niéj się zbliżył, wnet go duch nieczysty w rozmaite wyzywał zakłady, a po przegraniu porywał i dusił. Jeden więc odważny wieśniak imieniem Uburtis, przyszedł do bagna leżącego tuż przy górze i począł pleść łapcie dla siebie z łyka łoziny rosnącéj w tamtém miejscu. Po kilku chwilach przychodzi djabeł.
— Co tu robisz człowiecze?
— Łapcie plotę.
— Któż ci to pozwolił?
— Kiedy co robię, nikogo o pozwolenie nie pytam.
— Jak śmiesz na mojéj ziemi i z moich drzew zdzierać łyko; ja jestem panem tych okolic, jeżeli więc niewygrasz zakładów, jakie ci przełożę, natychmiast zginiesz.
— Zgoda; a gdy wygram, co mi dasz?
— Kapelusz pieniędzy.
— Jakiż więc będzie pierwszy zakład?
— Spróbujemy się, kto silniejszy.
— Dobrze.
— No! mocujmy się.
— Dałbyś sobie pokój, co tobie zemną się porywać, kiedy ty nawet mojego stuletniego dziada, który oto o kilka kroków śpi, niezmożesz.
To mówiąc Uburtis, wskazał na leżącego niedźwiedzia. Djabeł podskoczył ku niemu i chwycił oburącz za szyję. Niedźwiedź rozjątrzony rzucił Niemczyka o ziemię i począł chłostać swą łapą. Zmordowany, zbity, ledwie się wydobył biédny djabeł z uścisków niedźwiedzia.
— No, jeden zakład wygrałeś; teraz drugi: rzucajmy, kto daléj zarzuci; to mówiąc, porwał blisko leżący ogromny kamień i cisnął w powietrze, kamień spadł za trzy godziny. Uburtis zaś miał w ręku skowronka i pu-