Strona:Podania i legendy polskie ruskie litewskie (Lucjan Siemieński) 092.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

o te pieniądze i doprowadzano już rzecz do tego, iż skłaniał się do wydania skarbu, atoli pod następnym warunkiem. Proboszcz Kornicki miał przyjść w uroczystéj processyi; gdyby najmniejszego narzędzia do processyi potrzebnego do trzeciego razu zapomniano, układ stawał się nieważnym. Po trzykroć więc wychodziła w tym celu processya; ale cóż potém! kiedy za każdą razą psotny szatan sprawił, iż zapomniano zabrać, to kociełka ze święconą wodą, to szczypców do świéc, to chorągwi lub t. p. rzeczy. Po spełzłéj na niczém trzeciéj processyi, skarby z wielkim trzaskiem tak głęboko w ziemię się zapadły, iż gmin kornicki stracił już wszelką nadzieję wydobycia ich kiedykolwiek.


64. Gnieźninek.

W pobliżu Gniezna są dwa szańce, czyli okopy; jeden z nich zowie się Gnieźninkiem i takie krąży o nim podanie: Pasali na tym okopie wiejskie pastuchy swoje bydło; jeden z nich, sierota, upuścił raz czapkę aż w samę głębię rozpadliny znajdującéj się na Gnieźninku; postradawszy czapkę, zaczął niezmiernie płakać, tak, że skruszył samego biésa, co w téj rozpadlinie zazwyczaj przesiadywał, aby módz jakie psoty ludziom wyrządzać. Biés uniosłszy się hojnością, napełnił czapkę chłopca tynfami i wyrzucił mu ją na wierzch. Nuż sierota opowiadać o dobroci biésa; nuż pastuchy zbiegać się i rzucać czapki swoje, tak, iżby prawie byli całą zarzucili jamę. Ale biés rozgniewany zaczął im wyrzucać czapki jedne po drugiéj, napełnione kamyczkami, suchém liściem, lub czém gorszém jeszcze.