Strona:Pl Poezye t. 1 (asnyk).djvu/265

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A ci, co jeszcze wśród mogił zostali,
Aby oglądać męczarnie swych rodzin,
Trawieni ogniem, co wnętrzności pali,
Mierzą ostatek uchodzących godzin
I patrzą w otchłań... szukając gdzieś na dnie
Nieuchwyconej ocalenia mocy...
Ale myśl w próżni kręci się bezwładnie,
I gaśnie w głuchej odrętwienia nocy...
I nic nie mogąc odnaleźć, nędzarze
Chylą z rozpaczą wychudzone twarze.

Wiedzą, że wszędzie ta sama dokoła
Głodowej śmierci konieczność straszliwa;
Że brat ratunku udzielić nie zdoła,
Bo sam go teraz daremnie przyzywa:
Więc milczą — patrzą na śniegu posłanie —
Słuchają wiatru żałobnego wycia —
I w ciemność smutne rzucają pytanie:
„Gdzie jest ich prawo najświętsze do życia?
„Czemu są na śmierć skazani i za co,
„Gdy na chleb ciężką zarabiali pracą?”

Kto im odpowie na ten wykrzyk głuchy?
Ludzkość zostanie w odpowiedzi dłużną;
Bo choć szlachetne poruszą się duchy
I miłosierdzie pośpieszy z jałmużną,