Strona:Pl Poezye t. 1 (asnyk).djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lecz już zapóźno! duszy, co się wzbija,
Motyle skrzydła unieść już nie mogą!
Chwila upojeń bezpowrotnie mija,
I dziś trza pełzać wydeptaną drogą,
O żadne loty więcej się nie kusić,
Milczeć i serce do milczenia zmusić.

Do ciebie wrócić nie chcę i nie mogę,
Bo już zaginął dawny kształt młodzieńczy;
Długą przebyłem po przepaściach drogę,
I dziś już żadna róża mnie nie wieńczy:
Wolę się ukryć przed twym wzrokiem w cieniu
I żyć młodością wieczną w twem wspomnieniu.

Miałbym odsłonić przed tobą pierś pustą,
W której wygasła siła i namiętność?
Miałbym pozwolić pocałunku ustom,
Na których usiadł chłód i obojętność?
O, nie! na wieki wolę się rozłączyć,
Niż gorycz moją w twoje serce sączyć!

Tak więc odchodzę, bez żalu, bez serca.
Słowiki wspomnień do snu już się kładą,
I tylko puhacz, posępny szyderca,
Słyszeć się daje. Ja twarz zwracam bladą
I przez dzielący nas przeszłości cmentarz
Rzucam pytanie: „Czy jeszcze pamiętasz?”