Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jeden z niewolników. Po co skomleć! Ten czy inny — wszystko jedno. Zawsze kij będzie waszym panem.
Arjos stał niemy w dreszczach boleści.
Handlarz. Kupujesz ich, obywatelu, czy nie?
Arjos. O, czemuż ich dobrowolnie oswobodzić nie chcesz!
Handlarz. Ha, ha, ha!
Arjos. Oblicz złoto, które w nich masz.
Handlarz. Pięć... dwadzieścia... sto... dwieście złotników za wszystkich.
Arjos. Tam na piasku leży kupka złota, które święta dusza złożyła w ofierze niedoli. Idź i odlicz sobie zapłatę.
Handlarz wysiadł z wozu, ukląkł przy pieniądzach, które Orla przyniosła i wziął zeń sztuk dziesięć.
Handlarz. Nie widziałem jeszcze złota w takiej poniewierce. Zapewne posiadasz go bardzo wiele. A bydła nie kupisz?... Mam także śliczne rubiny... Nie chcesz niczego więcej?
'Arjos milczał — handlarz wsiadł na brykę.
Życzę ci, ażeby nie pozdychali.
Odjechał.
Arjos. Ziemio, wydobądź wszystko swoje złoto i wykup niem nędzę ludzką!
Niewolnik. Do czego mnie, panie, przeznaczasz?
Arjos. Jesteście wyzwoleńcami tej niewiasty, która was ukochała.
Niewolnik. Za co?