Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/269

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Głosy. Nauczycielu ciał... zbawco dusz naszych... dokąd idziesz?
Aleb. Za tym człowiekiem, który powiada, że znalazł prawdziwego boga i niesie światło jego przed nami.
Obłąkany I. A do kogo teraz biedny Inek się przytuli? Znowu złapią, powrozami zwiążą i wrzucą do ciemnej piwnicy, ażeby zgnił. Gdyby tę piwnicę wyłożyli marmurem i napuścili w nią czystej wody, wymyłbym się z grzechów. Ale w błocie — brr! Od trzech tygodni moczę się w strumieniu górskim — i jeszcze nie jestem gotów wejść do nieba. Brudu już nie mam na sobie ani odrobiny, ale krosty zejść nie chcą. A krosty są to grzechy najgłówniejsze, bo tylko główkami wychodzą na ciało a mają korzenie w duszy. Zeskrobać ich nie można, bo odrosną — musi je woda wyssać. Mam nadzieję, że już za kilka dni będę zupełnie przezroczysty, jak ten strumień, w którym się kąpię. Wtedy bóg zrobi, co mu się podoba: albo mnie weźmie do siebie, albo zostawi na ziemi dla pokazania ludziom, jak przejrzyście należy oczyścić ciało, ażeby dusza mogła przez nie świat oglądać. Tylko że biednego Inka złapią, powrozami zwiążą i wrzucą do ciemnej piwnicy. Czy po mnie przyszliście?
Arjos. Tak, bracie, bóg uznał cię już dość czystym.
Obłąkany I. A pryszcze?
Arjos położył rękę na głowę obłąkanego i rzekł:
Arjos. Bóg ci je dał — bóg zdejmie. Chodź ze mną.