Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Arjos. Czy jeden z was mnie wzywa?
Bion. Pójdę za tobą.
I wyszedł za Arjosem, który stanąwszy na schodach szkoły, rzekł:
Arjos. Oto mąż, który rozpoznał głos boga miłości.


Widok 21.

W tej chwili jedno skrzydło tłumu zwinęło się około mężczyzny, który ciągnął za sobą kobietę z dzieckiem na ręku. Zgiełk wzrastał szybko i zagarniał coraz szerszy krąg ludzi, a przez zmieszane krzyki przebijał się płacz. Arjos pospieszył na miejsce zamętu.
Arjos. Puśćcie tę kobietę, bo ona w rękach waszych cierpi.
Kobieta. Ratuj mnie, dobry człowieku!
Łowiec. Zbrodniarka! Przyszła do rzeki i nie widząc mnie ukrytego w szuwarze, gdzie zakładałem sidła na wydry, rzuciła w wodę dziecko. Szczęściem zawisło na krzaku. Podjąłem je, a ją dogoniłem.
Arjos. Sędzią jej jesteś. Czy na szalach sprawiedliwości zważyłeś już wszystkie swoje winy, że zaczynasz ważyć cudze?
Łowiec. Ja ją prowadzę do urzędu.
Arjos. Skoro ją pojmałeś — potępiłeś i chcesz ukarać. A maszże większą władzę, niż bóg, który nikogo nie karze?
Łowiec. Jak to nikogo?
Arjos. Czyż cię ukarał za zdradę względem wyder?