Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

osobnej mowy, on mnie odgaduje z ruchu ust, a ja jego — z naciśnięć palcami na mojem ciele.
— Czegóż wy się tu spodziewacie?
— Arjos nas uleczy, a gdy będziemy zdrowi, uciekniemy za najszersze morze.

W trzeciej grupie

— On nie odszedł, ale znikł. Posiada taką moc, że w jednej chwili przerzuca się dalej, niż jaskółka w ciągu dnia ulecieć może.
— I jest człowiekiem?
— Albo bóg w nim siedzi, albo otoczył go zastępem niewidzialnych duchów, którzy go noszą i sił mu dostarczają.
— Dlaczego schronił się na wyspę?
— Kto to wie! Podobno co noc zlatują na nią bogowie i odbywają sądy nad ludźmi. On przed nimi oskarża winnych.
— Kiedy opowiadają, że on tylko jednego boga uznaje.
— To nieprawda. Ja przypuszczam, że on ukaże się na czele wojsk niebieskich, pokona wszystkich królów, zdobędzie wszystkie ziemie i ogłosi się ich władcą. Niewolników uczyni panami, a panów — niewolnikami.
— Niech go bogowie wesprą.

W czwartej grupie.

— Radziliśmy się lekarzów i czarodziejów — żaden nie pomógł. Udaliśmy się nawet do sławnego pustel-