Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

drugiego nowiu księżyca przez dni trzydzieści nie szukajcie mnie. Duchy z grobów powstały i żądają, ażebym ich wysłuchał. Pójdę do nich.« Ta wyspa była dawniej cmentarzem, gdzie składano ciała zmarłych. Podobno na niej niema najdrobniejszego zwierzątka, nie rośnie ani jedno źdźbło trawy.
— Czemże on się żywi?
— Jeden bóg Elion go karmi.
— Mówią, że sam zasiał rano garść zboża, które na południe wyrosło i dojrzało; sam je zebrał, sam starł kamieniem na mąkę, sam z niej upiekł bochenek chleba, sam ulepił z gliny dzbanek, który napełnił wodą. Ten chleb i tę wodę wziął z sobą.
— Czy dziś wypada nów?
— Tak.

W drugiej grupie.

— Ciężko nam było wędrować taki kawał drogi, ale widać dobry bóg prowadził nas do niego, bo niewiele błądziliśmy.
— Jakże wy się rozumiecie, kiedyś ty ślepy a on niemowa?
— Z początku nie mogliśmy wcale się rozmówić. On wył i szarpał mnie, a ja próbowałem krzykiem przebić jego uszy i pokazywałem mu moje myśli rękami. To tylko wiedzieliśmy obaj, że chcemy uciec od naszego srogiego pana, który mnie biciem pozbawił wzroku, a jego słuchu. To pragnienie nauczyło nas