Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Anor. Pójdę, bracie, bo nieśmiertelność dawno mi się należy. A jest na czem u ciebie się przespać?
Satar. Bardzo wygodnie.
Anor. To prowadź mnie. Śpiewasz »Srokę«? Nie?

Schroniliśmy się w gęstwinę
Z przed ludzkiego oka.
Ledwie ścisnąłem dziewczynę,
Zaskrzeczała sroka,
Kra, kra!
Z wierzchu brzozy mnie dojrzała
I moją pieszczotkę,
Wnet kontenta odlecieła,
Zanosząc w las plotkę.

Podły ptak! Trochę za wiele piłem... Wino wzbiera mi już do głowy... boję się, ażeby muza nie utonęła. Skit wszystkiemu winien. Po co dał pieniędzy? Kra, kra! Podły ptak!
Satar. Choć prędzej, ażeby twoja twarz nie straciła wyrazu.
Anor. Kra, kra!

OBRAZ SIÓDMY.

Heron. Nie wiesz przypadkiem, obywatelu, gdzie jest mój szwagier, Astjos?
Kobus. Zapewnie gdzieś gnije.
Heron. Co to znaczy?
Kobus. Wszyscy tu gniją i ja także, czemużby więc on nie miał temu ulegać?
Heron. Z lepszego materyału stworzony.
Kobus. Rozumiem: jego ojcem był heban.