Strona:Pisma I (Aleksander Świętochowski).djvu/043

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jesiotry się zmieszczą. Ja nie takie głupstwa handluję, ja powiedział, ja mam dom, Symcha gospodarz.
Uspokoiwszy męża ostrem napomnieniem, Chawa odezwała się do rybaków.
— Trzy złote mam dopłacić...
— Pięć! zawołali rybacy.
— Jak to? Po rublu i złotówce sztuka.
Rozpoczął się spór, Chawa z nałogu i w nadziei wynagrodzenia sobie taniej, jak mniemała, sprzedaży pierwszego jesiotra, chciała coś wytargować; usiłowania jej wszakże okazały się daremne.
Po odejściu rybaków usiadła na ławce przed domem i zaczęła obcierać fartuchem twarz z potu, nic nie odpowiadając na płaczliwe krzyki dzieci, które ją w cztery strony szarpały. Wreszcie wyjęła z kieszeni dwie gruszki, rozgryzła je na połowy i zatkała niemi czworo rozwartych ust.
— Symcha — zawołała na męża, który z rękami w tył założonemi przypatrywał się omszonym gontom swego domu. Zanieś ryby do izby.
— Tu im nie zimno — poleżą... odrzekł flegmatycznie i kaszląc powlókł się ku miastu.
Chawa zatrzęsła się od gniewu a w oczach jej błysnęły dwie pełne łzy. Nienawidziła ona męża za lenistwo i chorobę, o ile w jarzmie ciężkiej pracy nienawidzieć można. Gdyby Symcha był zdrowym, czułaby do niego pewne przywiązanie; gdyby próżnował tylko z religijnych pobudek, cierpliwie sama znosiłaby całe