Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Elpinika. Przed sądem.
Traks. Ciężka robota. Tam niewolników, powołanych do świadczenia, torturują.
Elpinika. Jeśli powiesz to, czego zażądam, wynagrodzę cię sowicie i ułatwię ci ucieczkę od Peryklesa do Azyi, na okręcie mego męża. (daje mu sakiewkę z pieniędzmi). Dwie drachmy na zadatek.
Traks. Dziękuję. A ile jeszcze dostanę za posłańców perskich, za oliwki święte, za miłostki Peryklesa i Aspazyi, za popękaną przy badaniu sądowem skórę?
Elpinika. Pięć min.
Traks. Za mało.
Elpinika. Nie targuj się, gdy zasłużysz, podwoję.
Traks. A zadatek w tę łaskę się wliczy?
Elpinika. No, nie, ale już bądź zadowolony.
Traks. Ja za to bezinteresownie zdradzę pani ważną tajemnicę. Diotima, przyjaciółka Aspazyi, która dziś umarła, namówiła swoich kochanków, ażeby owe koty...
Elpinika. Bałwan jesteś! O tem już świerszcze cierkać przestały (słychać śpiew za sceną). Skryj się i zniknij niedostrzeżony. Na prawo! (Traks wybiega — wpada Ksantypos).

SCENA VII.
Elpinika i Ksantyp.

Ksantypos (lekko pijany — śpiewając).

Mój papa trzyma kopę żon,
Lecz mężem własnej nie jest on.