Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/069

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Irena (śmiejąc się pokazuje zakłutą dłoń). Grających zabawić, wszakże im przyrzekłam.
Zenon (przerażony). Ależ podobno strzała zatruta.
Irena. Przypadkowo się nią skaleczyłam. Tak wszyscy, prócz pana, sądzić powinni. (chwyta za rękę Zenona). Nie żałuj mnie, kochany przyjacielu. Mszcząc się za swoją niedolę, byłam jadowitem żądłem tego domu; lepiej że ginę, bobym niepotrzebnie ludzi kąsała. On ładnie gra...
Zenon. Puść mnie pani — umrzeć ci nie dam.
Irena (osuwając się na fotel) To już nie w twojej mocy, panie Zenonie.
Zenon. Zygmuncie, Zygmuncie! (wpada do gabinetu Zygmunta).
Irena (słabym głosem zwróciwszy się do drzwi swego pokoju). Gdybyś ty dla mnie tak grał, wieczność bym przeżyła. Kochany mój...
Zygmunt (wbiegając z Zenonem). Co za nieostrożność... Irenko droga!
Irena (coraz słabiej). Przypatrz mi się, chciałeś widzieć działanie Urari na brzydkiej pannie... Sen mnie ogarnia... dusi... znieczula... (muzyka ustaje). Już nie gra...
Emilia (wchodząc wesoło z Henrykiem). Irenko, śliczny walczyk?... (oboje powstrzymują się). Co jej?!
Zygmunt. Umiera. Zraniła się strzałą.
Henryk (odwróciwszy twarz przerażony szepcze do siebie). Jam niewinien.