Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/068

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oprócz przekonaniem, że się poświęciłam. Będę służyła wszystkim, ale co za to dla mnie? Że utuczę jakieś samolubstwo lub wypielęgnuję cudze szczęście, to dopiero wiele dla innych, a nic dla mnie. Wiem, że byłabym pożytecznym artykułem rodzinnej lub nawet społecznej żywności, ale przytem chcę kochać, chcę być kochaną bez obłudy i przymusu...
Zenon. Poczekaj pani...
Irena. Już czekałam — cierpiałam dłużej, niż pan przypuszczasz, i nigdy nie przestałam budzić skrytego lub jawnego obrzydzenia. Matce usta krzywiły się, gdy mnie całowała, ojciec pieszczot moich nie znosił, siostry mnie wzgardliwie upośledzały, narzeczony porzucił, ludzie ośmieszyli, poczciwy brat jeszcze przed chwilą brzydką pannę na wypróbowanie trucizny wraz z kotem przeznaczał, wreszcie ty, najwierniejszy mój przyjacielu, od prawa istnienia odsądziłeś. Co warto życie na tylu ostrzach rozpięte i ciągłemi boleściami rozdzierane?
Zenon. Daruj-że mi pani niedorzeczne słowa, które w jakiemś rozdrażnieniu wyplotłem.
Irena. Nic mi nie przewiniłeś dobry panie, byłam do nich przygotowana. (słychać odgłos walca. Irena wzdryga się). Panie, jak to boli... dla takich przyjemności mam żyć! (porywa ze stołu strzałę i ostrze jej ściska w ręce).
Zenon (wyrywając jej strzałę). Co pani chcesz zrobić?