Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/048

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tliwe, i dlatego wolimy, ażeby za życia chwalono naszą piękność, niż cnotę, która właściwie jest przyjemnością naszych dzieci. No, nie zasępiaj się. (całuje Irenę). Siądźcie do fortepianu i pogódźcie się. Ja pójdę na chwilę do mego maleństwa, z którem dziś jeszcze się nie bawiłam. (do Henryka zalotnie). Pan umiesz kobiety przekonywać, dowiedź Irence, że gniewać się nie powinna. (odchodzi).

SCENA V
Irena i Henryk.

Irena (po chwili milczenia). Zmianę pańskich uczuć dla mnie przebaczam, ale ich obłudy — nie. Dlaczego mi pan nie mówisz, że mnie już nie kochasz, kiedy ja wiem o tem?
Henryk. Po co ta formalność?
Irena. Po to, żeby zgasiła we mnie ostatni promień łudzącej nadziei. Za co mnie pan kochać przestałeś?
Henryk. Tylko spostrzegłem, że pani pokochać nie mogę.
Irena (gwałtownie). Dlaczegóż więc skłamałeś pan miłość, związałeś się ze mną przyrzeczeniem?
Henryk. Uległem wujowi, który miał silny wpływ na mnie i który moje braterskie do pani przywiązanie chciał na głębsze uczucie przerobić. Wtedy sądziłem, że on w sercu mojem lepiej ode mnie czyta, dziś widzę, że go wcale nie zrozumiał.
Irena (szyderczo). Więc pan byłeś kurczęciem...