Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/034

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
AKT II.
(Salon Bosławskich. Z lewej strony drzwi do pokoju Zygmunta i Emilii, z prawej do pokoju Ireny. Wprost wejście główne).
SCENA I.
Emilia i Irena.

Emilia (przypatrując się rozwiązanym kwiatom z bukietu). Nigdy po tańcu nie czułam się równie jak dziś zmęczoną. My, jak te na bal zerwane kwiaty: tyle duszy w zabawach tracimy z siebie dla cudzej przyjemności, że aż musimy zwiędnąć.
Irena (posępnie). I dla cudzej przyjemności uschnąć. Dokończ porównania, a będziesz miała przestrogę.
Emilia (wesoło). Jeszcze ona dla mnie przedwczesna i może wcale niepotrzebna. Biedne kwiatki, zupełnie omdlały. Serdecznie je kocham, bo wczoraj mnie swą wonią pieściły, a dziś, umierając, ostatniem tchnieniem żegnają. Gdyby ludzie jak one niewinnie się zalecali, możnaby wszystkim powierzyć serce bez bojaźni. Ale ludzie są podobno gorsi... Powiedz Irenko, ty przecież jesteś doświadczona i rozumna. Nic mówić nie chcesz?... Posłuchaj: czy nie doznałaś kiedykolwiek zadowolenia, przekonawszy się, że wszystkie barwy są równie ładne i że niema między niemi najpiękniejszej?
Irena. A jakież w tem może być zadowolenie?
Emilia. Jakie? Irenko droga, kiedyś ty się rodziła, chyba wszystkie Muzy z rozpaczy płakały.