Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/023

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

choć panu już o przeczuciach moich pisałem. (po chwili) Ha, trudno! Ocal pan przynajmniej sobie siostrzeńca, jeśli nie będziesz mógł mnie narzeczonego. Pójdę, jeszcze raz przypatrzę się Emili, czy ona dla mnie i dla Henryka tak straszna (wychodzi).
Zenon (sam). Zobaczysz tylko, że piękna (wchodzą Ryszard z Gracyanem, nie widząc Zenona, którego środkowy kląb zasłania).

SCENA IX.
Ryszard, Gracyan, później Zenon.

Gracyan. Człowiek, panie hrabio, jest zwykle odważnym z musu, a niekiedy z własnej woli. W tym ostatnim wypadku ja właśnie dziś po raz pierwszy się znajduję. Jeżeli pan żądasz ode mnie satysfakcyi za spór o tańczenie z panią Emilią, dam ich tysiąc i nie przyrzeknę poprawy.
Ryszard. Wierzaj pan, że mnie to zapewnienie nie przeraża. Jednak ponieważ pani Emilia, dla uniknienia awantury, ze mną tańczyć nie mogła, a z panem nie chciała, więc ja nie mam do pana tak wielkiej pretensyi, ażebym jej zapomnieć nie mógł. Idzie mi o coś zupełnie innego. Pan oświadczyłeś się z chęcią założenia botanicznego ogrodu dla męża pani Emilii.
Gracyan. I jutro roboty zacznę.
Ryszard. Nie mógłbyś pan zrzec się tego?
Gracyan. A to z jakiej przyczyny?
Ryszard. Z bardzo prostej. Jak panu wiadomo,