Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/007

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Emilii, lecz jej męża, którego chyba domyślnym pan nie nazwiesz.
Ryszard (wesoło). Czyż mogę o tem pokrewieństwie pamiętać, doświadczywszy tyle dobroci od niego i tyle złośliwości od pani!
Irena. Ale o tem pan pamiętaj, że i brat mój niezawodnie będzie złośliwym, jeśli pan nie przestaniesz zalecać się do jego... dobroci.
Ryszard. Ach, żałuję, że pani nie jesteś mężczyzną, bo bym panią za te słowa wyzwał.
Irena. Raczej ciesz się pan, bo bym pana z wyzwaniem uprzedziła.
Ryszard. Skoro jednak oboje musimy sobie tej przyjemności odmówić, to niechże przynajmniej wiem, dlaczego pani uważa mnie za gorszego, niż jestem? Czy pani jakie kłamstwo szepnęło, żem zdolny tylko do kuszenia żon?
Irena. O panu nawet kłamstwo nic mi nie szeptało, i wcale nie sądzę, żeś pan zdolny do kuszenia tylko żon.
Ryszard. W każdym razie raczyła pani dziś z bratową zaszczycić nasz dom po to jedynie, aby mnie ukarać?
Irena. Przedewszystkiem po to, ażebyś pan wyprowadziwszy bratowę dla ochłodzenia po tańcu, nie potrzebował dziękować przypadkowi, że w tej cieplarni pusto.
Ryszard. Jeśli przymioty pani są w należytym kom-