Strona:Pisma III (Aleksander Świętochowski).djvu/020

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

będę, w bogactwo cię oprawię, zbytkiem otoczę«... Aż krzyknęłam. Odjechał prostak, przesyłając mi ręką czułości...
— Rzetelny człowiek, on ci na mowę prozy przełożył poezyę nikczemności. Przywykł obnażać swe żądze, płatać ofiary żywcem, jak ryby dla wydobycia z nich ikry, parskać śmiechem wobec wszelkiej cnoty, karmić samolubstwo aż do zatycia, krople krwi cudzej skamieniać na korale, a łzy na brylanty swych pierścionków — więc przemówił prosto i dlatego wydał ci się tak szpetnym. Jest to rekin morza społecznego.
— I mnie już napastowały nieraz złe przeczucia, ale je zawsze rozpędzał spowiednik.
— Czy to klecha z waszej wioski? Spotkałem go odmawiającego pacierze za pomyślność poczciwych ludzi, którzy mu napchali kieszenie, sięgające do kostek. Zbyt czuje sytość własną, ażeby mógł zrozumieć głód cudzy. Im więksi zaś grzesznicy, tem sowitszą płacą mu daninę za wstawiennictwo do nieba. Oni są jego najcenniejszym inwentarzem. Owca goła i chuda mało warta; od wieków strzyżone bywają zwykle tłuste i obrosłe wełną.
— Opowiadano mi bajkę, że w innych krajach, zimniejszych, język sztywnieje, wargi martwieją, gdy przez nie przejdzie szczery głos duszy; że między ludźmi uwijają się przeróżne twory, które tamują wylew słów swobodny; tam niedoświadczeni, nierozumni, naiwni muszą być szczęśliwsi, tam i mnie, stojącej nad