Strona:Pisma III (Aleksander Świętochowski).djvu/007

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tuje, niż cnota. A przytem, jak zwykle, na jarmarkach ludziska oszukują się, biją i okradają. Czy pani chciałabyś coś kupić?
— Troszkę swobody.
— Towar to najkosztowniejszy, a nadto wyrób jego ma być możliwie ograniczony.
— Ja niewiele jej potrzebuję, zaledwie tyle, ażebym nie musiała ciągle kłamać, ażebym mogła przyznawać się do moich myśli i uczuć, wreszcie czynić to, co nikomu szczęścia nie uszczupla, a mnie je pomnaża.
— To niewiele? Mądrość przez usta ludzkie powiedziała kiedyś, że człowiek nie powinien być dla człowieka środkiem, lecz celem; dziś ona w służbie i najmie wyprzysięgła się tej mrzonki. Dziś człowiek dla człowieka jest środkiem. Kto ma funt złota, połyka mających po łucie; kto ma pud, połyka funtowych, kto ma cetnar, połyka pudowych — i tak dalej. Bogacza można rozmienić na biedniejszych, jak dukat na złoto i grosze. Ale podczas gdy dukat, wchłonąwszy zawarte w nim drobne pieniążki, czuje zupełne nasycenie, człowiek, który go posiada, doznaje głodu, dopóki gdzieś tam w najnędzniejszej kieszeni spoczywa możliwy do zdobycia szeląg. Do tej kieszeni zaś sięgnie on w potrzebie drapieżną ręką przez cudzy mózg, serce, płuca, zamorduje, jeśli inaczej obrabować nie zdoła.
— Tak rozgrzewasz pan sobie zimną myśl przesadą, jak skostniałe ręce tarciem.