Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 79.djvu/287

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   285   —

pochwały i uniesienia, jakimi przepełnione są pisma, ściągają publiczność nie tylko z miasta, ale i z okolic. Każde przedstawienie w ciągu ubiegłych dwóch tygodni było szeregiem owacyi. Przedstawienie Ofelii było tem bardziej wzruszające, że zgromadzili się na nie wszyscy Polacy i wszyscy Żydzi polscy, zamieszkali w San Francisco. Ludzie ci dawno, dawno już nie słyszeli rodowitego języka w miejscu publicznem, nic więc dziwnego, że słuchali go z nieopisanem rozrzewnieniem. Ileż to wspomnień dawnych, drogich, a zatartych już stanęło żywo w pamięci tych słuchaczów. Czas przesłania przeszłe lata, dawne wspomnienia i dawno niewidziane twarze, niby mgłą, niby tumanem, z początku przezroczystym, potem coraz gęstszym, ciemniejszym. Po każdym upłynionym roku widzisz je coraz niewyraźniej, coraz mętniej, a potem to już jakby cienie, błąkające się po polach Elizejskich. Nagle przed słowami natchnionych ust ta mgła niepamięci pierzchnęła, i wszystko, co przeszło, stanęło, jak żywe, teraźniejsze i obecne w oczach i sercach słuchaczów. Była to dla każdego jakby czarowna wizya, jakby wrócone lata młodości, jakby mała przelotna chwila wiosny z mrukiem rodzimych strumieni, z szelestem rodzimych drzew, ze śpiewaniem naszych szarych skowronków i z odgłosami fujarek pastuszych. Każdy też słu-