Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 59.djvu/044

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cza publiczność — i czegóż więcej potrzeba? Teatrzyki te dziwny dla publiczności naszej mają urok i ponętę. Ileż to w tem wszystkiem swobody i jakże barwista ich charakterystyka! Teatr i bawar — dramat i papierosy, zachwyty sceniczne i noc gwiaździsta nad głową — cóż to za sprzeczne żywioły! W krzesłach widzowie z kapeluszami, ponasuwanymi na tył głowy; za baryerką publika prostoduszna, zapalna, ciekawa, wołająca co chwila: «Głośniej! głośniej!», nie ustępująca z placu w ciekawszych miejscach nawet w czasie ulewy, skłonna do oklasków, a niecierpliwa. Wreszcie cóż to za mieszanina! Tam młodzi panicze specyalnie przyszli dla brylantowych oczu panny Czesi. Rozmawiają właśnie po francusku, przyczem, niedościgniony w rzeczach szyku prince Lolo przeciera binokle, a «rozkoszny» comte Joujou schwyciwszy się za stopę jednej nogi, zakłada ją na kolano drugiej, pozwalając przytem podziwiać gawiedzi swoje prawdziwe fil d’Ecosse skarpetki; tam kilku szlachty o opalonych, koloru miedzi obliczach i pogodnem wejrzeniu, rozprawia «mościdobrodzieju» o cenach wełny, zamiast o sztuce, i o zasiewach, zamiast o aktorach. Dalej grupa kantorowiczów, poubieranych wedle ostatniej mody, w kołnierzyki, jakie się tylko w Journal Amusant widzieć dają, rozmawia z cicha, i tylko od czasu do czasu można usłyszeć w «nacyo-