Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 59.djvu/037

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nami Kopernik z globusem w ręku, jakby z tęsknotą spogląda ku górze — dalej szeregi domów, a dalej jeszcze na końcu ulicy król Zygmunt z mieczem i krzyżem, których już nie rozeznać z odległości. Dziś uroczystość Bożego Ciała, więc na ulicach stoją ołtarze; widać ich szereg cały. Strojne w kwiecie i zieloność widnieją niby majowe wysepki. U stóp ich rozlewa się ogromna czarna fala ludu, która kołysze się zwolna, a rośnie i potężnieje z każdą chwilą.
Ach! jakże widać wszystko dokładnie! Oto procesya rusza w tej chwili. Pod czerwonym baldachimem postępuje zwolna ksiądz z monstrancyą. Fala ludu porusza się: widać dziewice w bieli, sypiące kwiaty przed baldachimem; szeregi świateł jarzęcych migocą błędnymi płomykami, nad ciemną masą ludu wyskakują w górę, niby różnobarwne kwiaty, chorągwie cechowe. Światła, dymy kadzideł, deszcz kwiatów, wołanie dzwonków i dzwoneczków, gwar i uniesienie uroczyste, wszystko to upaja i podnosi duszę ku niebu. Rozkołysano wielkie dzwony, jakby na gwałt; zda się, powietrze samo drży śpiżowymi tonami, a wiatr niesie je daleko, daleko, za Wisłę, na pola okoliczne, na bory, na lasy... Chwilami, jakby zgięty kłos, chylą się przed Sakramentem światła i barwiste chorągwie; z piersi tłumów zerwie się pieśń ogromna: «Do Ciebie, Panie!» Słowa łączą się z biciem