Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 59.djvu/030

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kał był, ale że wstyd przy ludziach, zapłacił więc, i chce wychodzić, aż tu:
— Stój!
Jezus, Marya! i anieli niebiescy! a toż to policya go bierze. — Jak? co? za co? dlaczego? Prowadzą go — sam nie wie dokąd. Mówią, że kogoś zabił, czy coś podobnego? Nic nie pomoże. Przyszła widać ostatnia jego godzina. Zaprowadzili go do sędziego, aż tam pytania, badania, a potem śmiech, i dopiero cała sprawa się wyjaśnia.
Oto jest historya Jana, za której autentyczność ręczymy. Całą tę sprawę możnaby jeszcze nazwać historyą mazowieckich wąsów, złożonych na ołtarzu mody angielskiej.
Czy wielki magik da jeszcze jakie przedstawienie? godzi się wątpić. Sala w resursie kosztuje, a tu na wypadek wyczerpania się pieniędzy do domu ma daleko; darmo zaś nawet największym magikom nigdzie na świecie jeść nie dają. Powodem jego niepowodzeń jest także, a może przedewszystkiem gorąco, jakie panuje w sali resursy, gorąco bez porównania bardziej indyjskie, niż sztuki pana Ruchwaldy. Magikowi jednak prawdopodobnie mimo tego gorąca zimno się zrobiło na widok liczby widzów.
Sezon letni zbliża się już na dobre. W życiu miasta cechuje się on brakiem faktów, około których snuć można przędzę felietonową i pewną