Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 47.djvu/058

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cha, tańczy i że — o boleści i wstydzie! — on ani razu nie przyszedł jej na myśl — on! — Heine! Lada czarny frak i białe mankietki, lada głupiec z binoklami czy bez binokli, lada pokurcz ludzki o wykrochmalonym gorsie ma prawo być tam, siąść przy niej, patrzeć na nią, mówić z nią! — mysz, pies, kot, mucha, ma prawo wlecieć pod ten dach — tylko on nie ma prawa — on — Heine! Gdyby mu je dano — możeby z niego nie korzystał — może pierwej umarłby, nimby tam poszedł — ale nie ma prawa!
I tak na zawsze. Będzie pogardzał sercem własnem, ale kochać nie przestanie; będzie pogardzał głową, która myśli o niej, ale myśli nie oderwie. Choćby nikt o tem nie wiedział, czuje się upokorzonym wobec siebie samego.
Do tych zgryzot, udręczeń i bolesnych rozmyślań dorzuca wreszcie swojego ciężaru: niepewność i nieświadomość, a przed oczyma poety zarysowywa się chwilami pytanie; skąd wiesz, że ona zapomniała? że nie cierpi na równi z tobą? a jeśli tak jest, czemże jesteś ty, który w koronę cierniową na jej anielskiej skroni wplatasz jeszcze twoją pogardę? Wtedy, ile serce ludzkie pomieścić może kochania i litości, tyle ich drga w piosence poety. Im dusza bogatsza, tem więcej w niej tych przejść psychicznych, odcieni, rzutów, akordów. Jest to jakby instrument o nieskończonej ilości tonów, stąd też na każdy odcień