Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 37.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tak mówiąc, chwyciła jego rękę i pochyliła nizko głowę, jakby chcąc tę rękę ucałować. Lecz on cofnął ją szybko, a następnie, pragnąc rozproszyć jak najprędzej uroczysty nastrój i złamać lody pierwszego poznania, zwrócił się do panny Maryi i, grożąc jej palcem, rzekł ze swobodą dawnego znajomego:
— Aha! to ta osóbka wyplotła!...
Panna Marya uśmiechnęła się do niego w odpowiedzi, trochę smutno, trochę z zakłopotaniem. Wydała mu się śliczną, piękniejszą, niż w pracowni. Dostrzegł także, że pod szyję zawiązała jakąś lila wstążczynę, której nie miała poprzednio — ujęło go to, jako dowód, że widocznie nie uważają go za starego dziada, skoro się do niego stroją.
Tymczasem pani Cervi rzekła:
— Tak, Marynia powiedziała wszystko. Bóg czuwał nad nią i nad nami, że trafiła na takiego człowieka, jak pan.
Na to Świrski rzekł:
— Sama panna Marya mówiła mi o trudnych warunkach, w jakich żyjecie, ale niech mi pani wierzy, że nawet w podobnych warunkach, mieć taką córkę — to szczęście.
— Tak — odrzekła spokojnie pani Cervi.