Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (1883) t. 5.pdf/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Baby siedziały w ławkach, bliżéj drzwi wchodowych. Byłoby tam jeszcze ciemniéj, gdyby nie kilka łojówek, z pomocą których właścicielki książek ułatwiały sobie czytanie. Jedna z tych łojówek oświecała dosyć wyraźnie, przytwierdzoną do następnéj ławki chorągiew, wyobrażającą grzeszników wśród płomieni i wśród szatanów. Na innych chorągwiach nie można było rozeznać malowideł.
Kobiéty nie śpiéwały, ale raczéj mruczały sennemi i zmęczonemi głosami pieśń, w któréj ustawicznie powtarzały się słowa:

„A kiedy przyjdzie skonania godzina,
Uproś nam, uproś u Twojego syna....

Ten kościół pogrążony w cieniu, chorągwie sterczące przy ławkach, stare, o pożółkłych twarzach kobiéty, — migotliwe, jakby pognębione pomroką światełka — wszystko to było nad wszelki wyraz posępne, a nawet poprostu straszne. Ponure słowa pieśni o skonaniu znajdowały w tém tło właściwe.
Czasem téż przestawano śpiéwać; jedna z bab stawała w ławce i poczynała mówić drżącym głosem: „Zdrowaś Marya łaskiś pełna” — i inne podchwytywały: „Pan z Tobą etc.,” ale że to dzień był pogrzebu Kalikstowéj, każde więc „Zdrowaś Marya” kończyło się słowami: „Wieczny odpoczynek racz jéj dać Panie, a światłość wiekuista niechaj jéj świeci.”
Córka Kalikstowéj, Marysia, siedziała w ławce obok jednéj staréj kobiéty. Na grób świeży jéj matki padał tam teraz właśnie śniég miękki i cichy, ale dziewczyna nie