Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (1883) t. 5.pdf/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Józwowicz.

Kto tam jest?

Jan.

To ja, Miliszewski. Czy doktor sam?

Józwowicz.

Wejdź pan! No i cóż?

Jan.

Skończone. Ach, doktorze! nie żył i pięciu minut. Kazałem odwieźć ciało do Miliszewa do kościoła.

Józwowicz.

Wszak matki pana niéma?

Jan.

Wyprawiłem ją do miasta. Dziś są wybory, a mama nie wié, że ja się cofnąłem, więc będzie czekać na wieczorne dzienniki w nadziei, że moje nazwisko znajdzie między wybranymi.

Józwowicz.

Nikt po drodze nie widział?

Jan.

Boję się, że zobaczą krew. Krwawił po drodze okropnie.

Józwowicz.

Dziwna rzecz! Strzelał jak mistrz!

Jan.

Doktorze, on umyślnie dał się zabić. Przecie tam byłem, widziałem doskonale: nie położył nawet palca na