czę tylko; widzę na twarzy pani jakąś chmurkę, podejrzywam jakiś tajony smutek, więc jako druh serdeczny oddałbym życie, żeby go rozproszyć.
(cicho) Panie Karolu....
(składając ręce) Pozwól mi pani mówić. Roztrzepańcem byłem w życiu, alem szedł za głosem serca i sercem pani smutek odgadłem. Odtąd padł cień i na moję wesołość... alem się przezwyciężał. Łzy wypłakanéj nic już nie wróci, w drodze jednak do oczu, może ją przyjazna ręka zatrzymać.... Więc się przezwyciężałem.... — by łzy do pani oczu nie puścić. Jeślim pobłądził, jeślim złą drogę obrał, proszę o przebaczenie. Życie się pani złoży, jak bukiet kwiatów, bądź więc pani weselsza, bądź weselsza.
(wzruszona, podając mu rękę) Będę przy panu. Grymaśna ze mnie dziewczyna, rozpieszczona i słaba trochę. Sama często nie wiem, co mi jest i czego pragnę. Jam szczęśliwa, doprawdy szczęśliwa. To są chwile przelotne, ale obiecuję poprawę. Nie jednę jeszcze chwilę spędzimy wesoło...
A więc: co tam! jak mówi pani Czeska. Starajmy się przezwyciężyć; będziemy się śmiać, biegać po ogrodzie i płatać psoty mamie i synowi Miliszewskim.