Strona:Piotr Nansen - Próba ogniowa.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Mimi.




Zadumana siedziała Mimi na małej ławeczce ogrodowej, marząc o powrocie do stolicy. Słońce chyliło się ku zachodowi, a ona wpatrując się w grę kolorów świetlnych, zastanawiała się jednocześnie nad swojem młodem, a tak marnie spędzonem życiem.
Miała już lat siedemnaście, wkrótce będzie ośmnastka, a o miłości wie zaledwie tyle, że to podobno jedyne godne zatrudnienie dla szanującej się młodej damy.
Dla przechwałki opowiadała przyjaciółkom, że w tym lub owym jest zakochana; w rzeczywistości tego uczucia wcale nie znała, nie pojmowała go i sama się obmawiała. Ot, zwyczajnie, kłamała: chociaż wiedziała, że w życiu należy kroczyć drogą prawdy przedewszystkiem.
Do miłości co prawda moźeby się nagięła, gdyby tylko narzeczonego nie potrzeba było całować... Bo, czyto nie wstrętne całować usta zarośnięte wąsami, które dopiero co paliły cygaro a może nawet piwo piły?... Brr!... okropne!... Prawda, że ojca często całowała na „dzień dobry” albo „dobranoc”, ale ojciec to nie mężczyzna, ot, tylko sobie ojciec... wreszcie przy całowaniu podciąga mu zwykle wąsy w górę!...