Strona:Piołuny.pdf/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Bo z kolumny rozpęknięciem
Na ich senne głowy
Runie śmierci łuk objęciem
W głos straszny, grobowy! —
I klął byś się w własnym grobie
W piekielnéj żałości,
Że tu więcéj było w tobie
Dumy — jak miłości!
Bo choćby świątynia padła
W gruz, wieków sierotą,
I najświętsza gwiazda zbladła
Męczeńska swą cnotą…
To samotna niech kolumna
Jedna — choć ostatnia
Tak urąga jak żelazo płynne,
Wre — lecz w posąg stygnie,
Niech da z siebie hasło winne
Choć się człowiek — wzdrygnie!
Bo jak Chrystus szedł w swéj męce
Przez piekło do nieba,
Tak i światu ku jutrzence
Przez Polskę iść trzeba!
Czuwaj, czuwaj, bracie młody
Nad bracią nim zorza
Wyda na świat dzień swobody
Od morza do morza!...