Strona:Piołuny.pdf/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I czy już urny z prochy stęsknionemi
Prędko przeniosą do ojczystéj ziemi?!...
Ci co w kołyskach sposobią się na to,
By się męczeńską opancernić szatą!...
O! my ja czujem w każdym wschodzie słońca,
O! my ją czujem przed sobą i w sobie!...
Przy każdym bożym obchodzonym grobie,
Jasną, uśpioną — lecz żywą bez końca!...
W rezurekcyjnym tym wiejskim moździerzu
I w księdze dziejów — na szczytach miłości!...
I wszechobecną!... i w ludu przyszłości…
A jeźli synek, pacholę, do mamy
Rzeknie: o! azaż my to wytrzymamy?...
Gdy nam znów Polskę grób górą przykryto,
A świętą sprawę — w krwi świętych obmyto?
Gdy niedość, wrogów, zewnątrz, bez przystani,
Jeszcze wewnętrznych płodzą nam szatani!...
To skarć go ostro — i rzeknij: Jak oni,
Co złote serce na żelaznéj dłoni
Nieśli do końca, Barscy Legioniści!
Listopadowi! I „Bosi” ostatni…
A wszyscy wiarą wielką byli czyści!...
A pierś ich pełna Boga! jak dzwon bratni,
Dzwon męczeństw na dzień dzwoniący ostatni!..
I ginąc wszyscy po tych polach siali
Polskę z swych kości, i z okruchów stali!...