Strona:Pielgrzym.djvu/076

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
6.
ZMARTWYCHWSTANIE W PIEŚŃ.
I.

Pomiędzy szóstem a ostatniem słowem
Z wyżyn Golgoty — była milczeń chwila;
Poczem w zaciszu wonnem ogrodowem
Serce się Grobu kamienne rozchyla
I garnie w słodkiem uśpieniu trzydniowem
Znękane kształty. Złotego motyla,
Co prawo skrzydeł wywalczył, oddaje
Larwa... w słoneczne lecącego kraje.


II.

Gdym dopracował się kolumny szczytu,
Co bólu krzykiem śmignęła w niebiosa —
Oparłem skronie o fale błękitu,
Oczy omyła mi wieczności rosa;
Pojrzałem w gwiazdy... czy mię znajdzie i tu
Dola?... Żar trzęsąc z płomiennego włosa,
Jako meteor wielki na mnie spadnie
I głazem ciężkim legnie w sercu, na dnie? —