Strona:Pielgrzym.djvu/037

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XII.

Gdy wigilijny stół bracia obsiadła,
Przeor wszedł z Tamtym: trwał u stóp mych z miską
On Druh mój dziwny; podawał mi jadła;
A w celi mojej rozpalił ognisko,
A na słoneczność słomy prześcieradła
Zgrzebne rozesłał... siadł u wrót mych, nisko,
I w oczy patrzył — — Aż się cicha, biała,
Na progu serca wdzięczność zatrzymała:


XIII.

I niespodziany wszedł gość jasny, prosty...
Ale mię dawna poniosła przekora:
Głód poniżenia, dzika żądza chłosty...
Dusza do ofiar całopalnych skora —
Na żwirze ległbym, między srebrne osty!!
A tu pokutą — dwa słowa przeora:
„Jeśli na sercu krzyż hańby dźwigacie,
Spocznijcie. Dzisiaj Bóg się rodzi, bracie.“


XIV.

Łaknąłem gromu — witają uśmiechem;
Chcę sługom służyć — oto Brat mi sługą. —
Sam na sam chciałbym stać ze swoim grzechem,
Mierzyć się okiem do dna — krwawo — długo...
A tu pracowny dzień. — Ku wiośnie, echem
Szły, tam, od Polski, wieści szarą strugą,
Że i — hen — miałki bród: Herman pokorą
Przebija niebo; rządzić mu niesporo...