Strona:Pedro Calderon de la Barca - Kochankowie nieba.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
KLAUDJUSZ.

Dobrze, już nie pójdę dalej,
Ztąd będziemy go słuchali. —

KRISANTO.

I kogoż z ludzi losy nieszczęśliwe
Rzuciły w odmęt takiej nawałnicy!
Niedość że bole cierpię tak straszliwe,
Lecz jeszcze mękę z tych bólów różnicy!

Prosiłem nieba o życie prawdziwe
Przez wyjaśnienie Bóstwa tajemnicy;
Prosiłem nieba o śmierć, bo zbyt tkliwe
Serce płonęło miłością dziewicy.

Lecz gdzież mię zbytek cierpienia unosi?
Gdy razem o śmierć i o życie prosi,
Gdy żąda zguby i pociechy razem!

O! innym trzeba modlić się wyrazem!
Czy śmierć czy życie niebo mi ogłosi,
Chylę się, korzę, przed jego rozkazem.

POLEMIO (do Klaudjusza).

Cóż, czy nie prawdę mówiłem?
Czy nie słusznie oceniłem?

KLAUDJUSZ.

Sprawiedliwe pańskie zdanie,
Tak jest, to już obłąkanie!