Strona:Pedro Calderon de la Barca - Kochankowie nieba.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ich prawo zwie doskonałem
I pod niebo je wynosi,
Że aż ojcowską gotowość
Znów zmienił w gniew i surowość.
Zabite okno i krata
Oddzieliły go od świata,
Cały zakuty w kajdany,
Na głodną mękę skazany.
Sam wszystkiego doglądałem,
Bo nikomu nie ufałem.
To moje postępowanie
Tak już na niego wpłynęło,
Że przytomność mu odjęło;
I w takim jest dzisiaj stanie,
Że wciąż od rzeczy rozprawia,
Szaleństwo jest w jego głowie,
Szaleństwo w myśli i w mowie.
Słucham gdy z sobą rozmawia,
Bo duch jego wyzwolony
Gdzieś w wysokie wzbił się strony,
A on w tym zachwycie ducha
Nic nie widzi, nic nie słucha.
Czasem skargę szerzy smutną
Niby w miłosnej tęschnocie,
Na jakąś piękność okrutną:
Pokochasz mię, bo w tej dobie
Ginę z miłości ku tobie.“
To znów jakby z sobą w sporze: