Strona:Pedro Calderon de la Barca - Kochankowie nieba.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
GŁOS PIERWSZY.

Wypadł z swego legowiska!
Jak wściekły tutaj się ciska!

GŁOS DRUGI.

Istny piorun! żar ma w łonie,
Ogniem bucha, wszystko chłonie!

ESKARPIN.

Piorun? nie boję się gromu,
Bo jestem w wybornym domu,
Piorun, jeżeli uderzy,
To w pałac albo w szczyt wieży;
Nigdy gromy nie padały
W domek taki jak ten mały.
A jeśli to lew, nic więcej,
To wściekłość jego daremną,
Choćby pragnął najgoręcej;
No! daj rękę i chodź ze mną!

(Wbiega lew, staje przy DARJI i mierzy ESKARPINA wzrokiem.)
DARJA.

Ach! jakież okropne zwierze!

ESKARPIN.

Prawda! — i powiadam szczerze,
Nigdy w życiu mojem całem
Takiego lwa nie widziałem.
Jeśli mię weźmie w objęcie,