Strona:Paulina Krakowowa - Niespodzianka.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja przez to nie zginę — mówiła — co tydzień przynajmniej ponoszę taką szkodę, a nikt mi jej nie nagradza.
— A ja nie chce być przyczyną niczyjej straty.
Kiedy się tak sprzeczają, nadchodzi siwy, o kiju, staruszek, blady, wynędzniały, w starej połatanej sukmanie; przed sobą miał torbę, a w niej chleba i sera kawałki, kilka kartofli, kaszy troszeczkę, soli gruzołek: znać że na wspomożenie go, wszystkie się przekupki złożyły.
Chłopczyk spojrzał na staruszka, a potem rzekł do garncarki:
— Więc pani żadnym sposobem nie chcesz przyjąć tych trzech złotych?